pomoc
Miejskie Centrum Kultury w Lipnie

DKF: RELACJA ZE SPOTKANIA Z GRAŻYNĄ BŁĘCKĄ-KOLSKĄ PO PROJEKCJI FILMU „UŁASKAWIENIE” 30.03.2019r. (LIPNO, KINO NAWOJKA)


3 kwietnia 2019 r. 08:01
DKF: RELACJA ZE SPOTKANIA Z GRAŻYNĄ BŁĘCKĄ-KOLSKĄ PO PROJEKCJI FILMU „UŁASKAWIENIE” 30.03.2019r. (LIPNO, KINO NAWOJKA)

    Jako dziewczynka robiła lalki, śpiewała, tańczyła, rysowała, uprawiała sport. Fascynowała Ją poezja, recytacja, a później pochłonęło aktorstwo. Gdy zagrała sympatyczną Kasię Solską w filmie „Kogel-mogel”, pokochała Ją cała Polska. Jak na ironię losu reżyserzy filmowi później nigdy nie wykorzystali w pełni komediowego potencjału aktorki. Dlaczego? Nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie. Być może tak miało być, by mogły powstać wyraziste bohaterki w twórczości Jana Jakuba Kolskiego, które są zdolne do bezgranicznej miłości, pragną ciepła, dobrego słowa, czułości. Kto inny lepiej zagrałby pokorną Weronkę, żonę Jańcia Wodnika? Kto wiarygodniej pokazałby szczęście i rozpacz zakochanej Afonii? Która aktorka byłaby w stanie zmierzyć się z postacią Hanki Szewczyk, która w 1946 roku walczyła o godność po stracie zamordowanego przez UB syna?

     Gdy pragnąca zajść w ciążę Weronka, wisi do góry nogami przez pół dnia w izbie na drążku, Grażyna Błęcka-Kolska autentycznie cierpi z powodu bólu kręgosłupa. Jeśli Afonia gołymi dłońmi dotyka w ulach pszczół, to oznacza, że aktorka przeczytała jak najwięcej o pszczołach i dotyka ich bez strachu, z dużą dozą miłości. Dopilnowała, by w pobliżu stał ambulans, bo dla osoby uczulonej na jad pszczeli, przygoda z owadami może stać się śmiertelnym niebezpieczeństwem. A w chwilach gdy Hanka Szewczyk w „Ułaskawieniu” brnie przez błoto, wędruje w deszczu, biegnie w lodowatej wodzie, by ratować trumnę z ciałem zmarłego syna? Grażyna Błęcka-Kolska czuje zapach jesiennej trawy, zmaga się z zimnem, zmęczeniem, własnymi myślami i emocjami. Naprawdę jest w drodze: dosłownie i mentalnie. Zapewne rację miała Afonia, gdy odkryła, że wszystko można zamaszerować: nawet tęsknotę, ból i rozpacz. Zresztą, tę tajemnicę zna niejedna bohaterka filmów Kolskiego. Dziedziczka trzymająca w dłoni kamień straciła zmysły, ale czuje, że musi wędrować. Chanutka z „Historii kina w Popielawach” wyjeżdża z Popielaw i powraca. Nataszy z „Jasminum” towarzyszy walizka. Weronika z „Wenecji” biega o poranku po rosie i tak zastaje ją śmierć. A śmierć to nikt inny jak Kostucha, która przyznaje w filmie „Grający z talerza”, że nie ma serca: „Kamień polny mam w piersi i niczym go nie zmiękczysz, żadnym zaklęciem ani prośbą”, „Czasem dziecko muszę stąd zabrać, drobinę ledwo odrastającą od ziemi i ono się  nie targuje, tylko idzie posłusznie”.

     Jakże przejmująco brzmią w tym kontekście słowa zaczerpnięte z Piosenki Oczyszczonej oraz piosenki śpiewanej przez Weronkę z „Jańcia Wodnika”. Ich fragmenty mogłaby śpiewać każda zakochana kobieta, każda cierpiąca matka, właściwie każdy, kto kiedykolwiek tęsknił i kochał:

„Moje kochanie takie zostanie, 
jak twoje dobre dłonie
moje kochanie nie umiera nie, 
nie umiera nie,
przed światem całym ochronię” (…)

 (Piosenka Oczyszczonej)

„Wszystko jest jak było
Nic się nie zmieniło
Świat żywy dokoła
wszystko jest jak było
śpiewa ptak na niebie
ja idę do Ciebie” (…)

(Piosenka Weronki)

      Gdy włączymy w wyobraźni magiczną taśmę filmową, Weronka przejmująco  śpiewa, a One wszystkie idą: dziedziczka, Chanutka, Natasza, ciotka Weronika, Hanka… A my widzowie idziemy Tam razem z Nimi. A gdyby niebo wyglądało choć trochę jak świat z filmów Jana Jakuba Kolskiego? Warto wyobrazić sobie, że święty Piotr ma twarz Franciszka Pieczki, że opiekują  się nami bracia zakonni z poczuciem humoru Janusza Gajosa i Krzysztofa Globisza, że Kostucha przeprowadza nas na drugą stronę z łagodnym uśmiechem Grażyny Błęckiej-Kolskiej. W takich zaświatach na pewno byśmy się nie nudzili. Moglibyśmy na przykład pomóc dźwigać Śmierci – aktorce piekielnie ciężkie skrzydła. Przy naszej pomocy święty Piotr lepiej radziłby sobie z utrzymaniem porządku przed bramą nieba, a brat Zdrówko nie musiałby sam przeganiać ptaków z figury świętego Rocha. Tak też można oswajać to, co nieuniknione i nieodgadnione. – „Kino ma niezwykłą moc” – powie Grażyna Błęcka-Kolska zapytana o terapeutyczne działanie filmów. Pożegna się z widzami z autentyczną serdecznością i wyruszy do kolejnego miejsca na ziemskiej mapie miłośników kina. Wyjedzie z Lipna wciąż ciekawa ludzi i świata. Silna a zarazem delikatna. Ułaskawiona.
                                                                                                                                                                     Monika Głowacka