Dziennikarze piszą o Niej: kobieta z temperamentem i tajemniczym blaskiem w oku. Twarda a jednocześnie ciepła. Z dystansem do siebie i świata show biznesu. Śpiewająco zdaje egzamin z każdej, nawet najtrudniejszej roli. Jaka jest poza sceną i poza okiem kamery? Pewna siebie i ostra czy jednak krucha i delikatna?
28 lutego po projekcji filmu „Rezerwat” jako Dyskusyjny Klub Filmowy „Se(a)ns” spotkaliśmy się w lipnowskim Kinie Nawojka z Sonią Bohosiewicz. Czy jest sens spędzać w kinie tak zwanego „śledzika”? Czy może być coś przyjemniejszego od wieczoru zakrapianego wódeczką lub przetańczonego w domu tudzież lokalu w ostatni dzień karnawału? Otóż może! Rozmowa bywa fascynującą przygodą i rozrywką, jeśli spotkamy się w wyjątkowym gronie i w wyjątkowym miejscu. Z Sonią Bohosiewicz nie sposób się nudzić. Jest wulkanem energii, opowiada z pasją i humorem, wciąga widzów w swój filmowo-teatralny świat i czaruje uśmiechem niczym najlepszy magik. Serdeczna i ciepła w kontakcie z publicznością, potrafi być zarazem nieprzejednana w dyskusjach z reżyserem, skłonna do walki, a nawet ostrej kłótni, jeśli czuje, że postać, którą ma zagrać, postąpiłaby inaczej niż zakłada scenariusz. Wówczas przestaje być słodka jak czekolada. Sonia pewna swoich racji to raczej ostra papryczka chili.
Rola Hanki w filmie „Rezerwat” Łukasza Palkowskiego przyniosła Jej popularność i najważniejsze polskie nagrody filmowe (Orzeł w kategorii odkrycie roku, nagroda im. Zbyszka Cybulskiego, nagroda na festiwalu w Gdyni). Wcześniej przez 10 lat intensywnie pracowała w teatrze. W „Rezerwacie” jest zmysłowa i uwodzicielska. Później jeszcze niejednokrotnie zdarzały się Jej role pięknych, seksownych kobiet. Na przykład w filmie Janusza Majewskiego „Mała matura 1947” wcieliła się w rolę mecenasowej, której młody, przystojny chłopiec ma udzielać korepetycji z języka niemieckiego, a ona próbuje go uwodzić. Ostatnio telewizja polska przypomniała świetny teatr telewizji (również tego reżysera) „Pozory mylą”, gdzie Sonia Bohosiewicz gra zmysłową sąsiadkę związaną z gangsterem. Ta sąsiadka i Hanka B. z „Rezerwatu” są w jakimś sensie do siebie podobne: obie niewykształcone, mają piękne ciało i niełatwe życie, a zarazem noszą w sobie jakąś dziecięcą radość i spontaniczność.
W zupełnie inny typ kobiety aktorka wcieliła się w filmie, który w minionym miesiącu obejrzeliśmy na DKF-ie: „Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy”. Filmowa bohaterka „Excentryków”, Wanda, jest dentystką a wcześniej była piosenkarką jazzową. To niełatwe zadanie: wiarygodnie zagrać dwa oblicza postaci, czyli Wandę schorowaną, introwertyczną, smutną, a później Wandę, która pięknieje i odradza się dzięki muzyce. Wanda jest przeciwieństwem Sonii, ale łączy je na pewno miłość do muzyki. Śpiew zawsze był ważny w życiu aktorki i tak jest do dziś. Na kanwie filmu „Excentrycy” powstał musical „Król swingu”, ale to nie jedyna trasa koncertowa, w której Sonia Bohosiewicz uczestniczyła już po premierze filmu. Podróżuje również po Polsce z recitalem „10 sekretów Marilyn Monroe”. Może z tym niezwykłym recitalem powróci kiedyś do Lipna?
Jest odważna, nie czai się i nie czeka na propozycje. Na przykład została producentką monodramu o intrygującym tytule „Chodź ze mną do łóżka” i sama zagrała tę rolę w Teatrze Polonia u Krystyny Jandy. Ma zdrowy, naturalny stosunek do ciała, nagości. W wywiadzie dla „Zwierciadła” na pytanie „Czy lubi Pani swoje ciało?” opowiedziała: „Uwielbiam. Bardzo jestem z niego zadowolona i wdzięczna Bogu, że dał mi tyle ładnych rzeczy”. Dziś potwierdza, że jest wdzięczna, skoro ciało wciąż jest sprawne i pozwala wykonywać ukochany zawód.
Role Sonii Bohosiewicz nie należą do łatwych i zawsze zapadają w pamięć: „Jeszcze nie wieczór” (2008, nominacja do Złotej Kaczki), „Wojna polsko-ruska” (2009, nominacja do Orła), „Mała matura – 1947” (2010, nominacja do Złotej Kaczki), „Wojna żeńsko-męska” (2011, nominacja do Złotej Kaczki), „Obława” (2013), „Syberiada Polska” (2013), „Fotograf” (2014), „Obywatel”(2014) – to wszystko filmy, które dowodzą, że potrafi się zmierzyć z różnymi wyzwaniami. Wyzwania lubi, ale raczej w życiu zawodowym. W życiu prywatnym ceni spokój i bezpieczeństwo. W jednym z wywiadów powiedziała: „Nie lubię ryzykować. Nigdy w życiu nie skoczyłabym na bungee czy ze spadochronem. Zupełnie nie potrzebuję tego typu adrenaliny”. Czyż nie jest jednak trochę tak, że dwa razy w życiu w jakimś sensie skoczyła na bungee, skoro ma dwóch synów? Czy w chwili przyjścia na świat dziecka nie skaczemy bez spadochronu w nieznane, tajemnicze i fascynujące rejony świata? Sonia Bohosiewicz nie zachowuje się jak ormiańska księżniczka, którą ponoć jest, jeśli zacznie się drążyć temat drzewa genealogicznego. O domu, mężu i dzieciach opowiada ze wzruszeniem i wdzięcznością. Takie opowieści najlepiej snuć w małym przytulnym kinie wśród czerwonych pluszowych krzeseł. Najlepiej w Kinie Nawojka.
Pamiętają Państwo, jak przed laty śpiewał Mieczysław Fogg?
Małe kino,
czy pamiętasz małe, nieme kino?
Na ekranie Rudolf Valentino,
a w zacisznej loży ty i ja...
Warto przywołać prześmiewczy tekst piosenki, którą Sonia Bohosiewicz śpiewała niegdyś w kabaretowej Grupie Rafała Kmity:
W małym kinie nikt od dawna nie gra na pianinie,
Nie ma już seansów w małym kinie,
Gdzieś się rozwiał naszych dziadków świat.
(…)
Dziś w kasie MegaKina bilet sprzedano mi
Gdy już w miękki fotel się wbiłam, błysnął ekran i...
W MegaKinie pośród mlaskań się rozpoczął diner,
Każdy wchłaniał, co tam zdołał przynieść,
Wpadł w szaleństwo żołądkowy sok.
(…)
MegaKino, tak kolejny gastroseans minął
Do toalet tłumek już odpłynął
Dojedzony gaśnie smutno film.
Ja w fotelu gryząc wargi keczup z włosów ścieram,
Jeszcze chwila zanim się pozbieram,
Jakże żal mi tamtych małych kin...
Monika Głowacka