Chyba jeszcze nigdy na DKF-ie nie bawiliśmy się tak dobrze, jak po projekcji filmu „Fotograf”. Paradoks polega na tym, że nie obejrzeliśmy komedii, lecz mocny thriller, a zarazem dramat psychologiczno-socjologiczno-polityczny. Za sprawą filmu odbyliśmy w Kinie Nawojka fascynującą podróż do współczesnej Rosji, a jednocześnie przenieśliśmy się do Legnicy z lat 70-tych minionego stulecia. Ostatnie słowo w tej mrocznej historii o seryjnym mordercy należało do naszego gościa, Adama Woronowicza. Z należytą powagą dzielił się z nami refleksją na temat mentalności Rosjan i moralności wyniesionej jeszcze z czasów komunizmu. Ale w drugiej części spotkania zadbał o to, byśmy nie zapomnieli, że jest aktorem tragikomicznym. Odkryliśmy w nim niezwykłe pokłady poczucia humoru. Ma do siebie ogromny dystans. Potrafi żartować ze swojego wyglądu. (Ach, który z panów z utraconą burzą włosów ma odwagę porównać się do Gargamela?! Panowie z czterdziestką na karku uczcie się od mistrza!) Opowiedział nam o swoich najważniejszych kreacjach aktorskich, a gdy wychodził z kina i dołączył do żony i dzieci, nie dało się ukryć, że to jest jego najważniejsza rola. Prawdziwa. Życiowa.
Adam Woronowicz jako aktor to mieszanka wybuchowa. Galeria barw. Potrafi być irytujący jako rozkapryszony MAURYCY – syn George Sand w filmie JERZEGO ANTCZAKA „CHOPIN. PRAGNIENIE MIŁOŚCI”. W filmie „KI” LESZKA DAWIDA partneruje Romie Gąsiorowskiej i dokładnie wie, jak oddać tajemnicę bliskości, która jest tuż tuż, bo dopiero mogłaby się wydarzyć. To zasługa jego talentu, że jako obsesyjnie zakochany prezydent miasta w filmie „MIŁOŚĆ” SŁAWOMIRA FABICKIEGO jest okrutny a zarazem łagodny. Bywa mroczną czernią, grając zło. Z drugiej strony nie ma bielszej postaci niż charyzmatyczny ksiądz JERZY POPIEŁUSZKO. Ale potrafi też być niezwykle komiczny, aż na myśl przychodzą dziwaczne oksymorony. Brawurowo nietrzeźwy jako PAN JÓZEF starający się o rękę głównej bohaterki w „REWERSIE” BORYSA LANKOSZA. Albo fenomenalnie sfrustrowany jako MĘŻCZYZNA w przebojowej komedii MARKA KOTERSKIEGO „BABY SĄ JAKIEŚ INNE”.
Jednym słowem jako aktor jest gotowy na wszystko. Na światło i mrok. Na okrucieństwo i mistycyzm. Na patos i humor. To pewnie dlatego, ze jest uzależniony od aktorstwa. Mówi, że ten zawód jest jak narkotyk. Ale jednocześnie przyznaje, że nie jest typem showmana. Nie chce być małpą do pokazywania i nie uprawia zawodu dla nagród. Ten zawód go uskrzydla, choć ma tylko jednego Orła za najlepszą drugoplanową rolę męską jako szef gangu w filmie „CHRZEST” MARCINA WRONY. Przed nim wciąż nowe wyzwania i role. Z całego serca życzymy Panu Adamowi dalszych sukcesów!
Monika Głowacka