Dyskusyjny Klub Filmowy
Klub Filmowy „SE(A)NS” działający przy Miejskim Centrum Kulturalnym zaprasza do kina „Nawojka” 6. grudnia o godz. 18 na projekcję filmu „Malowany welon” w reżyserii Johna Currana. To rozgrywająca się w malowniczych plenerach Dalekiego Wschodu opowieść o namiętności, zdradzie i przebaczeniu. Zapraszamy wszystkich miłośników kina!
„MALOWANY WELON” – prelekcja dla widzów wygłoszona w dniu 6.12.2013„Podróżą każda miłość jest…” – napisał kiedyś Jonasz Kofta.
„Najpiękniejsza podróż
Jaka może nas czekać
To podróż na przeciw
Drugiego człowieka” – wtóruje mu współczesny poeta i autor piosenek, Krzysztof Cezary Buszman.
„A kto się w drodze drogą znużył
I po horyzont nie gnał dalej
Ten nie był warty tej podróży
I tak naprawdę nie żył wcale” – dodaje w innym wierszu.
Czy można nauczyć się miłości? Czyż nie jest tak, że gdy jesteśmy zakochani, patrzymy na świat przez malowany welon, przez tajemniczą zasłonę, która szczelnie zakrywa prawdę? Wszystko rozkwita gamą kolorów. Serce drży na dźwięk czyjegoś imienia. Czyjś śmiech brzmi jak najpiękniejsza muzyka. Ten jeden jedyny człowiek nas obchodzi. Więcej nic.
Kitty – bohaterka filmu „Malowany welon” – kończy 25 lat i tylko tyle wie o miłości. Miłosnych uniesień nie odnajduje jednak w ramionach męża – bakteriologa, który ją nudzi i irytuje. Daleko mu do namiętnego i wesołego kochanka. Ale to właśnie z małżonkiem Kitty musi odbyć niebezpieczną podróż w sam środek epidemii, która zbiera żniwo śmierci. W obliczu śmierci wychodzi na jaw cała prawda o życiu. Śmierć otwiera nam oczy i odkrywa tajemnicę. Wówczas trzeba rozchylić zasłonę i spojrzeć drugiemu człowiekowi prosto w twarz.
„Malowany welon” to amerykańsko-chińska ekranizacja książki angielskiego pisarza Williama Somerseta Maughama. Nie jest to pierwsza próba sfilmowania tej powieści, lecz trzecia. W 1934 roku Ryszard Bolesławski nakręcił pierwszą wersję, a główna rola kobieca przypadła wówczas Grecie Garbo.
Ukazane w filmie wydarzenia rozgrywają się w połowie lat 20. ubiegłego wieku w przedrewolucyjnych Chinach, skolonizowanych przez Anglików. „Malowany welon” jest filmowym dzieckiem Edwarda Nortona i Naomi Watts, którzy zagrali główne role i wspólnie ten film wyprodukowali. Norton jest zafascynowany kulturą azjatycką. Aktor studiował w Yale historię Chin, a część jego rodziny mieszka w Azji. Przez 10 lat walczył o realizację tego projektu. To właśnie z inspiracji Nortona scenarzysta poświęcił więcej uwagi wątkowi pracy Waltera, która w książce była właściwie pominięta. Film poszerzony został o wyraźne tło społeczno-polityczne: wewnętrzny niepokój w ówczesnych Chinach. Reżyser nawiązał do majowej masakry w Szanghaju w 1925 roku, kiedy to brytyjskie oddziały zabiły wielu chińskich demonstrantów. W następstwie tego anty-brytyjskie wystąpienia osiągnęły nowy wymiar i przez kraj przetoczyła się fala protestów.
Zgadzam się z opinią recenzentów, że film Johna Currana nie ma większych szans zachwycić amatorów szybkiej akcji. To koncert na dwa smyczki: gra dwóch zranionych osób, z których każda walczy o własną godność.
Być może „Malowany welon” nie jest kinowym arcydziełem. Niemniej jest to film przesycony kolorami i oddający aurę azjatyckiego kraju. Oprawa wizualna jest mocną stroną „Malowanego welonu”, gdyż sugestywne zdjęcia (autorstwa Stuarta Dryburgha) wiernie oddają egzotyczną urodę chińskiej prowincji. Oprócz pięknych zdjęć „Malowany welon” wyróżnia subtelna muzyka skomponowana przez Alexandre'a Desplata, który został uhonorowany Złotym Globem. Ten kompozytor był wielokrotnie nagradzany za muzykę tworzoną do filmów. Wystarczy wspomnieć, że pracował przy takich obrazach, jak: „Dziewczyna z perłą”, „Królowa”, czy też „Jak zostać królem”.
Trzeci atut to, moim zdaniem, dobrze nakreślone portrety psychologiczne głównych bohaterów i gra aktorów. Nieśmiałość, gniew, duma i miłość to cechy i sprzeczne emocje niezwykle wiarygodnie oddane przez Edwarda Nortona. Naomi Watts również zręcznie wyważa w swojej Kitty próżność z wrażliwością, rozkapryszenie z cierpieniem, a pod koniec – duchowe dojrzewanie.
Po naszej ostatniej kinowej podróży do Indochin, pozostańmy nadal w świecie kolonializmu i udajmy się teraz do kolonii brytyjskiej. Jest rok 1925. Kitty i Walter Fane’owie wyruszają w niebezpieczną podróż do chińskiej wioski Mei-tan-fu . Skwar, zmęczenie i kołysząca się lektyka nie ułatwiają wiarołomnej żonie tej wielodniowej wyprawy. Jeszcze ten mężczyzna tuż obok: niby zaślubiony, a jednak tak obcy, tak daleki…
Można podróżować lądem lub morzem przez dwa tygodnie. I to wcale nie będzie daleko. Można odbyć podróż dookoła świata. I to wcale nie będzie daleko. Można polecieć do ciepłych krajów – jak ptaki jesienią. I to wcale nie będzie daleko. Czasem największą podróżą bywa dystans, który dzieli dwoje ludzi. Czasem trudniej poszybować miłości niż wędrownym ptakom.
Monika Głowacka